-
….no i doczekaliśmy się najazdu bladych twarzy. Ich przewaga liczebna była znacząca, rozbili swoje wigwamy na północnym krańcu naszej prerii. Prawie natychmiast zajęli się rozpalaniem ogniska i pieczeniem upolowanych dzików (niby że wieprzowina). Blade twarze nie były długo blade bo już na drugi dzień wyglądali na rasowych czerwonoskórych. Wieczorami piliśmy różne odmiany wody ognistej łącznie z „alabamą” jako dodatek na dobre trawienie :). Jedna z kobiet (zwana Czarną Joaną) dosiadła jednego z naszych ognistych rumaków a konkretnie Apacza i „pomknęła” nad jezioro(o dziwo wróciła żywa z tej szaleńczej wyprawy). W między czasie już nieblade twarze opanowały pływającego potwora i udały się na podbój publicznej plaży. Co odważniejsi próbowali tam dotrzeć w przezroczystym pęcherzu ryby wielkości bizona, a na dokładkę ujeżdżali mechanicznego mustanga (traktorek kosiarka z przyczepą) wyczyniając nim rożne dziwne figury, aż biedak padł z pragnienia (skończyło się paliwo) podsumowując był to dla nas wspaniały weekend mam nadzieję że dla naszych Gości również.






